Dwa tygodnie ferii rodzina Mikołajewskich z Kucborka spędziła razem w swoim domu. Nie zdarzyło im się to już od kwietnia ubiegłego roku.

O rodzinie z Kucborka, poszkodowanej przez pożar, pisaliśmy na łamach już dwukrotnie. Wcześniej, różne osobiste "przypadłości" rodziców spowodowały, że decyzją sądu 10 dzieci znalazło się pod obcą opieką.

Do odbudowania domu, jego wyposażenia, a nadto - do uświadomienia głowie rodu, że utrzymanie tak licznej rodziny to obowiązek, z którym pijaństwo nie idzie w parze, przyczyniła się Wiesława Enerlich-Kozioł wraz z mężem i licznym gronem mieszkańców Szczytna i okolic.

- Ta kobieta sprawiła, że mogę życie zacząć od nowa - niezmiennie wielką wdzięczność pani Wiesi okazuje Bogdan Mikołajewski. - Wolałbym umrzeć, niż ją zawieść i kiedykolwiek jeszcze wziąć alkohol do ust.

Na zimowe ferie do domu zjechała większość dzieci, przebywających czasowo w pasymskim domu dziecka. Tylko jeden z chłopców nie mógł zawitać w rodzinne progi. Przebywa w olsztyńskim szpitalu, wykazywał bowiem nienaturalnie wysokie stany agresji.

- Lekarze twierdzą, że to wynik rozłąki z rodzicami i domem - mówi pani Wiesia, która w życiu rodziny Mikołajewskich często uczestniczy. Sama zresztą dzieci z Pasymia przywiozła, a po feriach - odtransportowała z powrotem. - Jeszcze sporo trzeba w domu zrobić, ale to już na wiosnę.

Dzieciaki, jak jeden mąż, chórem zapewniały "Kurka", że w Pasymiu jest im dość dobrze, ale ponad wszystko chciałyby już na zawsze wrócić do mamy i taty. Ostateczna decyzja zależy jednak od sądu. Mikołajewscy mają nadzieję, że Temida okaże swą przychylność.

(hab)

2003.02.12