Zapowiedzi się nie sprawdziły. Fetor z Leman wciąż nie daje spokoju mieszkańcom Szczytna. - Otrzymuję od nich masę skarg - przyznaje burmistrz Paweł Bielinowicz i zapowiada, że wkrótce podejmie decyzję w sprawie ewentualnego odwieszenia postępowania sądowego przeciwko właścicielowi wytwórni podłoża zastępczego.

Lemany wciąż nadają

ZRÓBCIE COŚ Z TYM

Wytwórnia Podłoża Zastępczego w Lemanach wciąż daje o sobie znać.

- Zróbcie coś z tym, bo nie sposób żyć - rozpaczliwie, z prośbą o interwencję zwracają się do nas Czytelnicy osobiście, telefonicznie i za pośrednictwem internetu. Są zbulwersowani, bo burmistrz Bielinowicz zapowiadał niedawno na łamach "Kurka", że smród zniknie.

- Pan Spychał zapewnił mnie, że w tym tygodniu zakończy przenosiny - mówił burmistrz w przededniu "Dni i Nocy Szczytna".

Chodzi o Kołodziejowy Grąd, gdzie WPZ postawiła nowy zakład, z myślą o prowadzeniu w nim uciążliwego etapu produkcji.

Był to podstawowy warunek zawieszenia toczącego się od kilku lat postępowania sądowego.

- Zgodziłem się na to, bo właściciel zakładu zadeklarował, że do końca listopada ub.r. z Leman wyprowadzi złowonną produkcję - tłumaczy burmistrz Paweł Bielinowicz. - Przystałem też na kilkumiesięczny poślizg ze względu na zakwestionowanie przez organ kontrolny jakości posadzek w nowym zakładzie.

OBURZENIE I ZDZIWIENIE

Chociaż posadzki są już wymienione, a święto grodu dawno już mamy za sobą, fetor wciąż nęka mieszkańców Szczytna. Ostatnio miało to miejsce w miniony czwartek i piątek.

- Jestem zbulwersowany tym, że właściciel wytwórni dał słowo, że wyniesie się z uciążliwą produkcją i nie chce się z tego wywiązać - mówi radny miejski Jerzy Kosakowski. - Mamy środek lata, a tu niemal codziennie smród i smród.

Radny mieszka na ulicy Lanca w Szczytnie, leżącej w jednym z najbardziej narażonych na uciążliwe "zapachy" rejonów. - Przeniosłem się tu z ulicy Bohaterów Westerplatte kilka lat temu. To był błąd, którego dziś bardzo żałuję.

Kosakowski oczekuje zdecydowanej reakcji burmistrza, czyli bezzwłocznego wznowienia postępowania sądowego przeciwko właścicielowi wytwórni.

Inny radny, Henryk Wilga, mieszkaniec ulicy Nauczycielskiej, również nie kryje oburzenia i zdziwienia, że miasto nie może sobie poradzić z tym problemem.

MASA SKARG

- Otrzymuję masę skarg od mieszkańców narzekających na smród docierający z Leman - słyszymy od burmistrza Bielinowicza, który przyznaje, że także jemu i jego rodzinie (mieszkają przy ul. Pułaskiego - przyp. red.) w miniony czwartek fetor dawał się niemiłosiernie we znaki. - Ludzie żalą się, że odbija się to na ich zdrowiu, a także działalności gospodarczej, głównie turystycznej.

Jakie wobec tego ma zamiar podjąć kroki?

- Wysłałem pismo do pana Spychała, prosząc o wyjaśnienie sytuacji. Jeśli nie otrzymam satysfakcjonującej odpowiedzi, wystąpię do sądu o odwieszenie postępowania.

Oto treść listu burmistrza:

"Od dnia oddania do użytkowania nowego zakładu produkcji podłoża zastępczego w Kołodziejowym Grądzie minęło już ponad pół roku. W pierwszych dniach lipca znów wystąpiły uciążliwości związane z emisją odorów z wytwórni w Lemanach. Z ustnych zapewnień wynika, jakoby całkowite zaprzestanie procesu fermentacji kurzego obornika miało nastąpić jeszcze w lipcu br. W związku z tym uprzejmie proszę o złożenie pisemnej deklaracji, z podaniem konkretnych terminów, o zaprzestaniu prowadzenia w Lemanach procesu fermentacji kurzego obornika, procesu, z którego to następuje emisja złowonnych zapachów".

Pismo wpłynęło do adresata 27 lipca br. Do poniedziałku 7 sierpnia burmistrz odpowiedzi jeszcze nie otrzymał.

INCYDENTALNE PRZYPADKI

Poprosiliśmy Mariusza Spychała o ustosunkowanie się do zaistniałej sytuacji. Niechętnie przystał na rozmowę telefoniczną. Kiedy jednak przedstawiliśmy mu tekst jego wypowiedzi do autoryzacji, nie zgodził się na publikację w "Kurku", tłumacząc to tym, że materiał "nie zawiera pełnego obrazu problematyki przenoszenia uciążliwej fazy produkcji do zakładu w Kołodziejowym Grądzie". Nie mając więc zgody na zacytowanie wypowiedzi informujemy, że według szefa wytwórni w Lemanach, przypisywanie wszystkiego, co śmierdzi jego firmie jest wielkim nieporozumieniem. Mariusz Spychał sugeruje, że uciążliwe zapachy pochodzą m.in. z zanieczyszczonego małego jeziora w Szczytnie. Za incydentalne uważa sytuacje, kiedy ich źródłem jest jego wytwórnia.

CZEMU MOJA RODZINA MA CIERPIEĆ

Wyjaśnieniom Spychała nie daje wiary Piotr Michalak. Jego dom i firma "Alfa Agri" oferująca materiały i sprzęt ogrodniczy, znajdują się 100 metrów od wytwórni.

Przedsiębiorca nie ma najmniejszych wątpliwości, że to ona emituje roznoszący się w obrębie kilku kilometrów fetor.

- Co tu dużo gadać, życie mamy nie do zniesienia - rozkłada bezradnie ręce. - Jeśli tylko nieopatrznie otworzymy okno, momentalnie zbiera nas na wymioty.

Michalak przyznaje jednak, że i tak jeszcze u niego nie jest najgorzej. - Mnie trochę chroni górka znajdująca się między moją posesją a wytwórnią. Współczuję natomiast mieszkańcom ulicy Działkowej, bo do nich idzie wszystko po łąkach.

Piotr Michalak zwraca uwagę na aspekt zdrowotny. Według niego, w kurzym oborniku znajdują się substancje rakotwórcze.

- Ja do pana Spychała nic nie mam, niech on robi swój biznes. Tylko czemu ja i moja rodzina mamy z tego powodu cierpieć - pyta przedsiębiorca?

Andrzej Olszewski,

Ewa Kułakowska

2006.08.09