Plac sportu, zabawy i hulanki

Zapędziwszy się na Osiedle Królewskie (za torami - okolice ul. Władysława IV), "Kurek" odkrył tajemniczy plac zbudowany zapewne do celów rekreacyjnych.

Zanim o tym, kilka słów o samym osiedlu, które rozciąga się na północno-wschodnich krańcach miasta. Jak sama nazwa wskazuje, nie jest to osiedle byle jakie, a dostojne, bo monarsze. Ale nie dlatego, żeby mieszkały tu jakieś koronowane głowy, a z tego powodu, że ulice przeważnie mają w nazwie imiona wielkich polskich władców. Jest tam m.in. ul. Krzywoustego.

Na jej widok, istotnie usta się wykrzywiają i mina rzednie, bo ma ona byle jaką piaszczystą nawierzchnię, do tego jest dziwacznie poskręcana. Z kolei ul. Gdańska (jedna z nielicznych o niekrólewskiej nazwie) ma swój siostrzany trakt - ul. Gdańską bis. Biegnie ona nad otwartym rowem melioracyjnym. Po drugiej stronie cieku rozpościera się spory kawałek gruntu porośnięty wysoką, niekoszoną trawą.

SZARA SIEĆ

Pośród traw i zielska widać różne metalowe konstrukcje oraz smętnie zwisającą szarą sieć - fot. 1.

Cóż miałoby to być? Rzecz przypomina niewód rybacki o wielkich oczkach do połowu, ani chybi, ogromnych morskich ryb. Ale Szczytno to przecież nie jakaś nadmorska rybacka osada, a zwykłe mazurskie miasteczko. Niby mamy jeziora, ale od lat "Kurek" nie widział, aby dokonywano na nich połowu ryb za pomocą sieci. Skąd zatem takie elementy?

Ba, po dokładniejszym obejrzeniu rzekomej sieci odkrywamy, że jest to... i tu uwaga stara, zdezelowana siatka do gry w piłkę siatkową, "rozpięta" między dwoma zbutwiałymi drewnianymi słupkami - fot. 2.

Ciekawe, kiedy rozgrywano tutaj ostatni mecz.

BETONOWE MINIBOISKO

Niedaleko siatki stoi inna konstrukcja, którą w mig rozpozna każdy, nawet mało znający się na sporcie Czytelnik naszej gazety - fot. 3.

No tak, jest to bez wątpienia sprzęt do uprawiania innej dyscypliny sportu, koszykówki.

Przy czym zwraca uwagę miniboisko pod koszem wyłożone, ho, ho! betonowymi płytkami. Czyj to był pomysł? W dodatku, jak wiadomo, do gry w koszykówkę potrzebne są dwa, a nie jeden kosz. Gdzie i czy w ogóle jest tutaj drugi?

Ano jest! Jakieś 150, a może 200 metrów dalej, w sąsiedztwie najbliższych zabudowań.

Z tego wynika, że mamy tu do czynienia z największym boiskiem do gry w koszykówkę na świecie i zapewne może kandydować ono do rekordów w księdze Guinnessa.

W dodatku ów drugi kosz z także wyłożonym betonowymi płytkami przedpolem, został ustawiony nie inaczej, a tyłem do tego pierwszego - fot. 4.

Konstrukcja jest prawie niewidoczna na fot. 4, ginie na skraju trawiastego placu, dlatego w prawym górnym rogu umieściliśmy jego powiększenie. Drugi kosz, co należy dodać, został postawiony za bramką innego pola do gry, tym razem w piłkę nożną.

AKCENTY POZASPORTOWE

Obecnie raczej nikt nie korzysta z owego urokliwego placu sportowo-rekreacyjnego, no, poza małym wyjątkiem, wszak można tu oprócz "gry" w kosza czy piłkę nożną, zażyć jeszcze i innej rozrywki. Podokazywać na sprzęcie o bliżej nieokreślonym sposobie użytkowania, przypominającym coś w rodzaju żurawia, jaki w zamierzchłych czasach służył do wyciągania kubłów wody ze studni - fot. 5.

Ślady wytartej trawy pod oponami świadczą o tym, że sprzęt ów jest ciągle wykorzystywany. Bawią się na nim, jak należy sądzić, dzieci.

A obok? Hm, tu z kolei widać, że także i dorośli. Po czym to poznać?

Ano nie tyle po sportowych, ile zdecydowanie rekreacyjno-przyjemnościowych akcentach, które zalegają nieopodal wzmiankowanej huśtawki-żurawia. Oto one - fot. 6.

No i tym sposobem "Kurek" odkrył wszelkie funkcje, jakie pełni ów zwariowany plac, a więc quasi-sportową, zabawową oraz hulankowo-imprezową.

SIŁA PRAGNIENIA

Lato definitywnie się skończyło. Synoptycy zapowiadają, że od tego tygodnia nastąpi spadek temperatury do ok. 16o C w dzień, no i pojawią się charakterystyczne dla naszego klimatu jesienne opady.

A tak było pięknie. Tak ciepło i słonecznie, że żal żegnać wyjątkowo udany i ciepły wrzesień.

Ba, co dla jednego (jednej) jest dobre - czyli ciepełko i brak opadów, dla innego (innej) może już takie nie być.

Na przykład dla... pietruszki.

* * *

 

Pan Henryk Bugajski, mieszkaniec Szczytna od lat uprawia swój ogródek działkowy w kompleksie "Mazur".

Będąc jeszcze we wrześniu na działce, zauważył, że pod płotem, już za zagonem z warzywami rośnie sobie osamotniona pietruszka, której dotąd nie zauważył.

- A to ci dopiero - zdziwił się, że w ogóle wyrosła, pozbawiona jakiejkolwiek ogrodniczej opieki.

Bardziej z ciekawości niż potrzeby wyciągnął ją z ziemi, aby przekonać się, cóż to z niej wyrosło. Przypuszczał, że korzeń będzie nie większy niż mały palec u ręki, no bo jak inaczej, skoro warzywo nie było nawożone, ani pielęgnowane w jakikolwiek inny sposób.

Tymczasem ciągnie i ciągnie, a wyciągnąć nie może.

Nie dlatego, że z pietruszki wyrósł gigant, ale z powodu arcydługiego korzenia - fot. 7.

Henryk Bugajski tłumaczy to tym, że zapomniane warzywo rosnące pod płotem nie było podlewane w trakcie owych rzadkich u nas wrześniowych susz, no i wykształciło tak długi korzeń, aby sięgnąć po zbawczą i ożywczą wodę!

2006.10.04