O sporym szczęściu może mówić Krzysztof Świerczewski, prezes Oddziału Polskiego Związku Hodowców Gołębi Pocztowych, mieszkaniec Szczytna, który uczestniczył w zakończonej tragedią wystawie w Katowicach.

Żal ludzi, żal ptaków

Pan Krzysztof do Katowic pojechał już w piątek. W sobotę od rana uczestniczył w wystawie. Dla zapalonego hodowcy gołębi było to duże przeżycie.

- Przyjechali tam najsłynniejsi hodowcy z całej Europy, najprawdziwsza elita - mówi Krzysztof Świerczewski.

Według jego relacji cała impreza robiła ogromne wrażenie i wyglądała na świetnie zorganizowaną. W hali przebywały tłumy obserwatorów. Mieszkańcy Śląska, którzy najliczniej stawili się na wystawie, potraktowali ją jako rodzaj festynu.

- Widziałem całe rodziny, często z małymi dziećmi. To szczęście, że dach nie runął, kiedy wręczano puchary i nagrody. Wtedy wewnątrz przebywało mnóstwo ludzi i ofiar byłoby dużo więcej - relacjonuje pan Krzysztof. Dodaje przy tym, że budynek, w którym odbywały się targi zrobił na nim wrażenie niesolidnego.

- Kiedy tam wszedłem, uderzył mnie ogrom tej hali. Zdziwiłem się nieco, że konstrukcja wspierała się tylko na czterech filarach - opowiada.

Z wystawy wyszedł wcześniej, choć przyznaje, że zrobił to z żalem.

- Było jeszcze na co popatrzeć, ale nadarzyła mi się okazja powrotu do hotelu samochodem, więc z niej skorzystałem - relacjonuje.

Kilka godzin później budynek runął. Krzysztof Świerczewski dowiedział się o tym dopiero w drodze powrotnej do Szczytna, w autobusie, do którego wsiadł w Warszawie.

- W pewnym momencie kierowca włączył radio i usłyszałem, że dach hali, w której odbywała się wystawa, runął.

Wykorzystując pierwszy dłuższy postój na trasie autobusu, zadzwonił do rodziny, która od kilku godzin bardzo się o niego martwiła.

- Powiedzieć, że w chwili, kiedy usłyszeli mój głos, poczuli ulgę, to zdecydowanie za mało - mówi Krzysztof Świerczewski.

Również koledzy w pracy przyznali mu miano wyjątkowego szczęściarza. Nie odczuwa jednak z tego powodu radości. Jest wstrząśnięty losem ofiar katastrofy.

- Zginęło kilku przedstawicieli władz naszego związku. Przypuszczam też, że życie stracili znamienici hodowcy z zagranicy.

Jako zdeklarowany wielbiciel gołębi, pan Krzysztof wyraża również żal z powodu śmierci wielu, często bardzo drogocennych ptaków. Szczytno na wystawie reprezentowały dwa. Ptak należący do Romualda Dudka ocalał i wkrótce wróci do właściciela. Drugi gołąb, będący własnością Zdzisława Wilkosza zginął podczas katastrofy.

Wojciech Kułakowski

2006.02.01