Ale jazda

Jedną z atrakcji tegorocznych Dni i Nocy Szczytna były regaty żeglarskie, podczas których ostry bój toczyły pięcioosobowe drużyny złożone z pracowników służb mundurowych oraz urzędników samorządowych. Jak nietrudno się domyśleć, górą byli mundurowi. W chwilę potem na zasadzie relaksu zaproponowano uczestnikom regat przejażdżkę na nartach wodnych. Mimo że prawie nikt spośród nich na takim sprzęcie wcześniej nie harcował, śmiałków gotowych zaryzykować jazdę za pędzącą motorówką zgłosiło się kilku. Niestety, pierwsze próby wykazały jedno - wyzwanie okazało się zbyt trudne. Licznie podejmowane próby startów kończyły się jednakowo, pacnięciem o taflę wody w chwili, kiedy motorówka ruszała i tyle! Doświadczyli tego naczelnik wydziału edukacji Robert Dobroński oraz wiceburmistrz zaprzyjaźnionego Żywca Marek Czul. Powoli stawało się jasne, że raczej nikomu nie uda się śmignąć po falach, gdy nagle wszystkich zadziwił szef miejscowych strażaków Mariusz Gęsicki. Już w drugiej próbie uniósł się nad taflę wody i na oczach zdumionych widzów wykonał kilka okrążeń za mknącą z wielką prędkością motorówką, wzbijając za sobą pióropusze fontann. W chwilę później trudna sztuka okiełznania fal udała się jeszcze Jackowi Baczewskiemu, zastępcy komendanta KP PSP, który ze sportami wodnymi (i nie tylko) jest za pan brat. Jak widać, tylko dwaj dzielni strażacy sprostali wyzwaniu.

DESZCZOCHRON

Całkiem niespodziewane pożytki mogą płynąć z prozaicznych urządzeń, jakimi są przystanki miejskiej komunikacji autobusowej. Lato ma to do siebie, że raz jest parno i gorąco, a zaraz potem mokro i deszczowo. Gdy w trakcie miejskiego spaceru zaskoczy nas wielka ulewa, a jesteśmy gdzieś na peryferiach, to nie ma się gdzie skryć. Chyba że postąpimy tak, jak owi chłopcy z fotografii po prawej u góry. Młodzieńcy co prawda trochę niekulturalnie wepchali się z butami na ławeczkę, ale cóż mieli robić. Deszcz, jak to deszcz zacinał z boku, więc by uniknąć totalnego zmoczenia musieli się ratować w ten właśnie sposób. Stąd postulat, aby wszystkie przystanki miejskie miały jeśli już nie większe daszki, to przynajmniej boczne ścianki, tak jak m. in. ten na ulicy Kościuszki (na dole).

Tu daje się zauważyć jeszcze inne wykorzystanie przystanku, mianowicie pełni on także rolę stelażu do wywieszania plakatów i obwieszczeń, choć jest to zabronione specjalną uchwałą Rady Miejskiej. W okolicach ludnych miejskich blokowisk przystanki odgrywają jeszcze inną niepoślednią rolę, są ważnym elementem życia towarzyskiego, zwłaszcza, jeśli chodzi o młodzież. Tam zawiązywane są pierwsze romanse, tam odbywają się pierwsze degustacje zabronionych napoi, czy palenia trawki, tam też toczone są pierwsze walki na pięści i inne rozróby. Jeśli się dobrze przypatrzymy zdjęciu przystanku z ul. Kościuszki, zauważymy, że brakuje mu lewej pleksiglasowej ścianki. Jest to właśnie efekt jakiejś młodzieżowej burdy.

PS.

Do uczestnictwa w Dniach i Nocach Szczytna sposobili się, co oczywiste, także mieszkańcy podmiejskich okolic, m. in. Kamionka, Szczycionka, Nowego Gizewa czy Rudki, licząc na to, że gościnne miasto zapewni im dogodną komunikację autobusową. Tymczasem...

- Zakład Komunikacji Miejskiej nie wprowadził, niestety, żadnych dodatkowych jazd do tych miejscowości, a przydałoby się kilka, zwłaszcza nocnych kursów - skarżyli się nam zawiedzeni obywatele. Cóż, nie lepiej mieli ci, którzy mieszkają w centrum miasta. Wskutek zamknięcia dla ruchu kołowego ulic Sienkiewicza, Odrodzenia oraz Kasprowicza, jazdy miejskich autobusów w tych okolicach zostały znacznie ograniczone, no i wszędzie przyszło im dyrdać na piechotę.

SUCHA FOSA

Jeszcze przed Dniami i Nocami Szczytna pojawiła się na placu Juranda, co nie jest tu rzadkością, wycieczka z Niemiec. Kiedy prawie wszyscy jej uczestnicy podążyli w kierunku ronda, jakaś starsza para, odłączając się na chwilę od reszty, podeszła pod sam przyzamkowy murek i ciekawie zaglądała w głąb fosy. Po charakterystycznych słowach „wasser, wasser” domyśliliśmy się, że turyści chcieli sprawdzić, czy dookoła ratusza przypadkiem nie płynie woda. Ba, przyszło rozczarowanie, bo...

- Nicht Wasser - rzekła zawiedzionym tonem starsza pani do pana. Jednak na tym nie skończyło się ich zainteresowanie najbliższymi okolicami ratusza. Z tego, co pokazywali sobie rękoma zrozumieliśmy, że nie spodobała się im jeszcze i inna rzecz. Niby drobiazg, a określając to dosadniej, pewien...

DIABELNY SZCZEGÓŁ

Chodziło o białe pole wokół podstawy latarni, widoczne na fotografii obok. Kiedy stały tu dawne kandelabry, ich podstawy były idealnie wpasowane w lastriko, nowe niestety nie. Tak wykonana robota to jawne partactwo, które nie przypadło do gustu turystom. Być może przed wojną byli oni mieszkańcami Szczytna, kto to wie... Podobnie rzeczy się mają u podstawy ostatnio wymienianego poczwórnego kandelabra na nowy podwójny. Tam z kolei widać dawniej zakryte, a dziś nadto widoczne, zardzewiałe elementy przedwojennego mocowania słupa podtrzymującego latarnie. Cóż można rzec - jest to po prostu obciachowa robota i tyle. Każdy fachowiec powinien wiedzieć, że wygląd całości zależy w wielkim stopniu od niby niewiele znaczących detali, tak jak to mówi znane powiedzonko, że diabeł tkwi w szczegółach.

LEŚNA PRZYGODA

W podszczycieńskich lasach, choć jako tako obrodziły jagody oraz poziomki, mało jest, niestety, grzybów. „Kurek”, wybrawszy się na małą leśną eskapadę spotkał tu i tam zawiedzionych grzybiarzy. Dlatego proponujemy alternatywną przygodę - zwiedzanie starych poniemieckich bunkrów, jakich w leśnych ostępach wokół Szczytna nie brakuje. Jeden z nich, posadowiony tuż przed czerwonym mostkiem (szosa na Rozogi), jest ukryty w gęstych krzakach i trudno do niego trafić.

Za to inny, stojący w tej samej linii umocnień, tuż przy torach na Ostrołękę jest dobrze widoczny. Taka betonowa budowla tkwiąca w leśnej gęstwinie robi wrażenie. W środku widać ślady ludzkiej bytności, starą odzież, zdezelowane radio, itp. Nie ma jednak drzwi wejściowych. Kiedyś były tu takie, wykonane z pancernej stali, ale jak mówią miejscowi, zaraz po wojnie wycięto je i zabrano na złom dla Nowej Huty. W taki sam sposób ogołocono z drzwi pozostałe tego typu budowle, posadowione nie tylko tu, ale na całym obszarze Warmii i Mazur. Jakieś 500 metrów dalej w kierunku Gizewa stoi w lesie kolejny, jeszcze większy bunkier. Z tego powodu, że znajduje się blisko tej miejscowości, jest dobrze znany mieszkańcom i służy m. in. jako składowisko niepotrzebnych rzeczy, w tym nawet traktorowej opony. Posiada aż dwa wejścia, no i pokryty jest rozmaitymi współczesnymi (niecenzuralnymi) napisami oraz wizerunkiem swastyki. Przedstawione wyżej bunkry należą do umocnień zwanych Szczycienską Pozycją Leśną (Ortelsburger Waldstellung). W jej skład wchodzi aż 67 betonowych obiektów rozmaitego typu wybudowanych w latach 1900 - 1939. Jest więc co oglądać, a także odkrywać ich położenie, bo ukryte na ogół w leśnej gęstwinie nie są łatwe do wypatrzenia. A gdyby tak pokusić się o wytyczenie jakichś leśnych ścieżek - od bunkra do bunkra i udostępnić je zwiedzającym. Mogłaby to być nowa mazurska atrakcja turystyczna.