Przeczytałem w „Kurku” z dnia 2 lipca artykuł M.R.P. „Pogrom lamp”. Są tam cytowane moje opinie, które wyraziłem w rozmowie z redaktorem Markiem Plittem. Temat wydaje mi się dość istotny i chętnie rozszerzę swoją wypowiedź, ale najpierw prośba o małe sprostowanie. M.R.P. wytłuścił zdanie zaczynające się od słów „- Niech nikomu nie przyjdzie do głowy…”. Wytłuszczenie sugeruje, że jest to cytat z mojej wypowiedzi. Otóż nie! Wprawdzie merytorycznie tekst artykułu prawidłowo przekazuje moje przemyślenia, ale ja nigdy nie wypowiedziałem takiego zdania. To tyle sprostowania. Pozwolę sobie natomiast rozszerzyć nieco mój pogląd na sprawę wymiany lamp.

Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że lampy ze względów technicznych należało wymienić. Oglądałem je z bliska - były przeżarte rdzą. Tyle że nasuwa się pytanie wymienić na co?

Nie mam pewności, ale wydaje mi się, że tylko część kandelabrów pochodzi z czasów przedwojennych. Pozostałe były raczej wykonane po wojnie na wzór oryginalnych (różnią się konstrukcją). Czy zatem i dzisiaj nie należałoby zlecić miejscowym rzemieślnikom wykonanie kolejnych replik. Konstrukcja tych lamp jest niezwykle prosta i sądzę, że koszt wykonania kopii – oczywiście udoskonalonych technicznie według aktualnych wymogów – nie byłby porażający.

Tymczasem zakupiono lampy gotowe, wybrane z firmowego katalogu. Tylko dlaczego akurat takie? Wybrany model jest typową uliczną lampą naśladującą dawne latarnie gazowe. Lampy takie ustawiano niegdyś na wąskich, staromiejskich uliczkach. Musiały zatem mieć wiotką konstrukcję, ponieważ uliczki były ciasne, a latarnie rozstawiano blisko siebie (gęsto), jako że światło gazowe było słabiutkie. Dziś takie latarnie stosuje się najczęściej do oświetlenia staromiejskich ciągów pieszych w centrach zabytkowych miast i miasteczek. Można ten model zobaczyć w Getyndze, Heidelbergu, czy w Warszawie na pieszych, śródmiejskich trasach. Natomiast latarnia o takim cherlawym kształcie zastosowana pojedynczo, nie w ciągu, kojarzyć się może jedynie z wykałaczką.

I co to ma wspólnego z ciężką, zamkową architekturą ratusza?

Andrzej Symonowicz