Wkrótce atrapy udające fotoradary znikną z naszych dróg. Ich likwidację przewiduje znowelizowane prawo o ruchu drogowym. Wśród kierowców zdania na temat przydatności atrap są podzielone, natomiast policjanci potwierdzają, że przyczyniają się one do zwiększenia bezpieczeństwa.

Koniec z atrapami

MASZTÓW DUŻO, FOTORADARÓW MAŁO

Zgodnie z założeniami nowelizacji ustawy o ruchu drogowym, zdemontowane zostaną tak zwane pustaki, czyli niepodłączone maszty, w których nie można było zamontować fotoradaru. Służyły one jedynie do tego, by skłonić kierowców do zdjęcia nogi z gazu. To rewolucyjna zmiana w porównaniu ze stanem obecnym, bo teraz przy drogach krajowych znajduje się pięć razy więcej masztów niż samych urządzeń. Na Warmii i Mazurach proporcje wyglądają podobnie. Słupów udających fotoradary stoi w regionie 117, a tylko 20 to prawdziwe urządzenia. Po nowelizacji prawa w wyborze miejsca ich usytuowania pomóc mają statystyki dotyczące wypadków, a ostateczną decyzję o lokalizacji będzie podejmować Inspekcja Transportu Drogowego po konsultacji z policją. Teraz atrapy stawiają zarówno samorządy, jak i drogowcy, dlatego autorzy nowych przepisów chcą uporządkowania tej kwestii.

ZA I PRZECIW

Policja podchodzi do pomysłu likwidacji atrap bez entuzjazmu. Zdaniem stróżów prawa spełniają one rolę prewencyjną i sprawdziły się w miejscach, gdzie dochodziło do dużej liczby wypadków.

- Ich funkcjonowanie oceniamy pozytywnie. Atrapy stały tam, gdzie było najniebezpieczniej. Przeprowadzone analizy pokazały, że po ich ustawieniu kierowcy zdejmowali nogę z gazu – mówi mł. asp. Aneta Choroszewska-Bobińska, rzecznik prasowy KPP w Szczytnie. Opinię tę podziela szczycieński taksówkarz Roman Szwarc.

- Uważam, że atrapy nie powinny być likwidowane, bo jednak mobilizują do wolniejszej jazdy i odstraszają przed rozwijaniem nadmiernej prędkości – twierdzi. Jako przykład podaje miejscowość Trękusek. Zanim ustawiono tam maszt, w miejscu tym dochodziło często do wypadków. Potem sytuacja zmieniła się na korzyść. Nie brak też przeciwników atrap.

- Zdarza się, że kierowcy na widok takich słupów gwałtowanie hamują. Wtedy nietrudno o to, by samochód jadący z tyłu zderzył się z tym zwalniającym. Obawa przed mandatem może spowodować wypadek – uważa inny kierowca, dodając, że fałszywych fotoradarów na drogach jest i tak za dużo.

LEPIEJ WYDAĆ NA PRAWDZIWY MASZT

Demontaż na pewno nie grozi masztowi stojącemu od roku na ul. Osiedleńczej w Szczytnie. Zamontowano go po przeprowadzonym w ramach schetynówek remoncie drogi na wniosek mieszkańców alarmujących, że w tym miejscu kierowcy często przekraczają prędkość. Maszt jest jak najbardziej prawdziwy i wyposażony w wewnętrzną instalację do obsługi fotoradaru. Urządzenie to co jakiś czas wstawia tu policja.

- Początkowo myśleliśmy o tym, aby postawić tam atrapę, zwłaszcza, że było to w modzie. Szybko jednak doszliśmy do wniosku, że jeśli już mamy wydawać pieniądze, to lepiej przeznaczyć je na prawdziwy maszt – mówi inspektor Wiesław Kulas z Urzędu Miejskiego w Szczytnie. Według niego montowanie atrap w mieście nie miałoby większego sensu.

- Mieszkańcy szybko by się zorientowali, że mają do czynienia z pustymi słupami. Atrapy mogą być skuteczne na terenie nieznanym kierowcy – zauważa inspektor. Obecnie w Szczytnie znajduje się jeden słup fotoradarowy. Na zainstalowanie kolejnych na razie nie ma pieniędzy. Koszt masztu przystosowanego do obsługi fotoradaru sięga 30 tys. złotych. Urządzenia takie stawia również we współpracy z policją Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad. - Nie są to jednak atrapy, lecz w pełni sprawne maszty podłączone do prądu. Na terenie powiatu szczycieńskiego ich jednak nie stawialiśmy – informuje rzecznik olsztyńskiej GDDKiA Karol Głębocki, dodając, że maszty były instalowane głównie przy drogach krajowych nr 7, 16 i 15.

(ew)/fot. archiwum