Dzień, w którym się poznali, jest świętem zakochanych.

Opisana poniżej historyjka jest prawdziwa. Wydarzyła się 15 lat temu na targach handlowych. Bohaterka zawierając 14 lutego umowę - zakochała się. Dziś ze śmiechem wspomina czasy walki o towar oraz to, jak poznała męża. Cieszy ją, że pamiętny dzień stał się świętem zakochanych.

Opisana poniżej historyjka jest prawdziwa. Wydarzyła się 15 lat temu na targach handlowych. Bohaterka zawierając 14 lutego umowę - zakochała się. Dziś ze śmiechem wspomina czasy walki o towar oraz to, jak poznała męża. Cieszy ją, że pamiętny dzień stał się świętem zakochanych.

Opowiadanie walentynkowe

Przez chwilę wahała się, czy stanąć w ogonku po kartę wstępu, czy też skorzystać z propozycji "konika". Wybrała to drugie i stała się właścicielką zaproszenia uprawniającego do wstępu na teren giełdy. Tam bez powodzenia odwiedzała pawilony handlowe. Niestety, oferenci nie czytali "Krzyżaków", stąd też nazwa miejscowości, z której przyjechała na targi nic im nie mówiła. Jednym słowem nie byli zainteresowani zawarciem umowy z przedstawicielką małej firmy ze Szczytna. Kierowana determinacją weszła do pawilonu firmy polonijnej. Tuż za jego progiem czekało ją miłe rozczarowanie.

- Zapraszamy - usłyszała miły głos.

Zaskoczona pozwoliła, by dwóch miłych dżentelmenów skakało nad nią. Jeden podawał krzesło, drugi rozkładał kolorowe prospekty zawierające fotografie niezliczonej gamy kosmetyków. Zauroczona przeglądała barwne ilustracje.

- W następnym pomieszczeniu prezentujemy ekspozycję poszczególnych egzemplarzy oferowanego towaru, tam napijemy się kawy.

Już po chwili pili kawę rozmawiając jak trójka dobrych znajomych. Ona pamiętając niepowodzenie w pawilonach państwowych wymieniła nazwę swojej firmy i podała miejscowość, bojąc się, że tu także zostanie odprawiona z kwitkiem.

- Zaskoczę panią, znam pani miasteczko, a nawet sentymentowi mojej mamy do tej powieści zawdzięczam imię...

- Zbyszko z Bogdańca?- strzeliła.

- Na szczęście tylko Zbyszek, Bogdaniec matka sobie odpuściła - odparł z uśmiechem.

Rozpromieniona i zaopatrzona w umowę, która przekroczyła jej najśmielsze oczekiwania, żegnała się z uroczymi panami.

- Do zobaczenia. W jakim hotelu zatrzymała się pani? - zapytał Zbyszek patrząc jej prosto w oczy.

- W hotelu "Noteć".

Wyczerpana trudami walki o towar wreszcie znalazła się w hotelu. W recepcji czekała na nią niespodzianka w postaci bileciku o treści: "Spotkajmy się o 20.00 w kawiarni hotelowej. Zbyszko".

Zdziwienie zarysowało się na jej twarzy. Nie wiedziała czy to żart, czy też zbyt śmiała propozycja. Jednak musiała przyznać sama przed sobą, że ten wysoki, przystojny mężczyzna zrobił na niej piorunujące wrażenie. Do 20.00 miała czas do namysłu, jeszcze w tej chwili nie wiedziała, jak postąpi. W pokoju rozebrała się, wzięła prysznic i z radością wyciągnęła na łóżku. Teraz dopiero czuła jak bardzo jest zmęczona, pozwoliła więc, by sen wziął ją w ramiona.

Obudziło ją uporczywe pukanie do drzwi. Otworzyła oczy i przytomnie rozglądając się wokoło podeszła do drzwi. Na progu, z bukietem kwiatów, stał Zbyszko.

- Pan mi się śni? - spytała przecierając oczy.

- Nie. To ja panią wyśniłem. Czy mogę wejść?

- Proszę - zaprosiła gościa znikając w łazience, by tam kąpielowy płaszcz zmienić na zieleń sukni.

- Chciałem osobiście upewnić się, że nie ma pani ochoty na kontynuowanie znajomości - powiedział, gdy zjawiła się w pokoju.

- Przepraszam że nie zeszłam. Tak naprawdę to nie wiedziałam jak traktować taką propozycję. Przyznaję, że z opresji wybawił mnie sen... Ale, proszę powiedzieć, czy wszystkie panie po zawarciu umowy handlowej, nachodzi pan w hotelu?

- Wyśniłem panią, a gdy weszła pani do mojego biura, wiedziałem że nie pozwolę pani zniknąć...

Pukanie do drzwi przerwało rozmowę. To obsługa hotelowa wniosła butelkę szampana.

- Pan jest czarodziejem.

- To na dobry początek - oświadczył otwierając butelkę i kipiącą pianą napełnił pucharki. - Za nasze spotkanie - wzniósł toast.

- Stawia mnie pan wobec faktów dokonanych nie dając wyboru, a ja jestem głodna jak wilk.

- O tym też pomyślałem, zamówiłem kolację, chyba, że woli pani wypad do miasta.

- Dziękuję, ale zmęczenie nie pozwala mi na taką eskapadę.

- W takim razie zostajemy, kolację zjemy tu.

- Pańska zbytnia pewność siebie zaskakuje mnie.

- Wypijmy za nasze spotkanie. Nawet nie masz pojęcia jak bardzo cię pragnę.

Podszedł do niej i był za blisko, tak blisko, że nie umiała, nie chciała go odtrącić. A gdy ustami dotknął jej ust zadrżała...

Nagle opamiętała się i odsunęła od niego.

- Nie odtrącaj mnie, nie jestem przecież dziećmi. Kobieta stworzona jest dla mężczyzny, a on dla niej. Nie jestem uwodzicielem, jednak przy tobie moje serce zabiło za głośno i dlatego tę noc pragnę spędzić przy tobie, aby uspokoić jego bicie. Chcę cię kochać, chcę dać ci szczęście i chcę byś ty mi je dała. To prawda, że miewałem kobiety, ale zawsze czekałem na tę jedyną, na ciebie...

- Jesteś wspaniałym oratorem, ale proszę usiądźmy i spokojnie porozmawiajmy...

W odpowiedzi mocno objął ją swoim ramieniem. Wtulona w niego szeptem prosiła.

- Zwolnij uścisk. Jesteś za blisko i troszkę za szybko pragniesz, by zamknęły się twoje oczy w moich snach... Właśnie nabrałam ochoty na wypad do miasta. Czy zaproszenie jest aktualne?

Tak narodziło się prawdziwe i trwałe uczucie. Oboje cieszą się, że dzień ich poznania jest świętem zakochanych...

Grażyna Saj-Klocek

2004.02.11