Paragrafem w zimę!

Na przełomie listopada i grudnia byliśmy w komfortowej sytuacji. Południe kraju przysypane śniegiem walczyło z niespodziewanym (jak co roku) atakiem zimy, podczas gdy do nas przyszła ona jakaś taka cienka. Uraczyła nas sześciocentymetrowym opadem śniegu i wydawało się, że to już wszystko na co było ją stać. Niestety, radość trwała krótko. Nie minęły dwa dni, a śnieżna zawierucha ogarnęła całą Polskę, docierając i do nas. Jej atak dotknął nawet co gorętsze głowy polityków. W sejmowych kuluarach, jak podawała telewizja, zrodził się dość osobliwy pomysł. Postulowano, aby nadmiernymi opadami śniegu zajęła się specjalna komisja. Jej zadaniem byłoby ustalenie sprawcy, bądź sprawców zaistniałej sytuacji i znalezienie osób odpowiedzialnych za powstały komunikacyjny paraliż kraju. Inni z kolei politycy, proponowali scedowanie całej tej sprawy na Unię. Motywacja była taka – skoro UE w swoim czasie zajmowała się kwestią prostowania banana, wydając szczegółowe przepisy określające maksymalną krzywiznę tego owocu, to może uda się jej urzędnikom opracować i takie paragrafy, które wyznaczałyby dopuszczalne maksymalne opady śniegu, na przykład 25 cm i ani milimetra więcej. No tak, jakkolwiek śmiesznie by to brzmiało, żyć jakoś w takich warunkach trzeba. Jedni muszą iść do roboty, inni do szkoły, jeszcze inni po zakupy, czy gdzieś tam, jak komu wypadnie. Tylko jak, skoro za oknem zadymka i srogi mróz, które to żywioły zwaliły się na nas w ubiegłym tygodniu. Wówczas hulający z wiatrem śnieg ograniczał na szczycieńskich ulicach widoczność nieomal do zera. Oto jak prezentował się wówczas główny miejski trakt, czyli ul. Odrodzenia - fot. 1. Auta przemieszczały się z prędkością ok. 20 km na godz., a jeśli jakiś kierowca nieco mocniej nacisnął na pedał gazu, bądź hamulca, zaraz stawiało jego auto bokiem. Na szczęście ruch był w tym czasie minimalny, bo niewielu zmotoryzowanych odważyło się wyjechać w takich warunkach. Dzięki temu obeszło się bez większych wypadków czy stłuczek, które w konsekwencji doprowadziłyby do zakorkowania miasta, co miało miejsce w wielu innych miejscowościach.

Z KIJKAMI LUB NA RUMAKU

Samochodem nie warto ryzykować jazdy podczas zadymki, tak doradzają w telewizji i podobnego zdania jest także policja drogowa. No tak, ale co zrobić, gdy wyprawa w taki czas jest konieczna? Otóż „Kurek” zaobserwował kilka śmiałych prób stawiania czoła żywiołom i to z pozytywnym skutkiem, chociaż sam przemarzł przy tym okrutnie. Pierwszy sposób to użycie własnych nóg. Otuliwszy się ciepłą odzieżą od stóp do głów, wystawiając na pastwę żywiołów jedynie oczy i jeszcze wspomagając się specjalnymi kijkami, można próbować marszu - fot. 2. Choć wygląda się w wówczas niczym bojownik Al Kaidy, żywioły stają się niegroźne. - Tak ubranym na mrozie i podczas zadymki można spędzić nawet kilka godzin - przekonuje nas trudno rozpoznawalna mieszkanka Kamionka.

Scenkę tę zaobserwowaliśmy na ul. Bartna Strona, w ubiegły czwartek o godz. 11.00. Jeszcze gorzej dmuchało i mroziło w tzw. terenie, m .in. w Romanach. Tam byliśmy świadkami drugiego sposobu przebijania się przez kopny śnieg, a mianowicie na... rączym rumaku - fot. 3. Jak nam powiedział jeździec, nie masz to jak wierzchowiec na takie warunki pogodowe, zwłaszcza gdy służby odpowiedzialne za zimowe utrzymanie dróg jak zwykle nie nadążają. Dodał jeszcze, że samochód najlepiej zostawić w garażu, bo jak go użyć, kiedy trakty są nieprzejezdne.

Na dowód, że nie jest gołosłowny, wskazał nam drogę-skrót wiodący z Roman do wsi Lemany, pozostawioną samą sobie - fot. 4. I już nie chodziło mu o to, aby można było przejechać nią całą, aż do szosy lemańskiej, ale choćby dostać się do wiejskich zabudowań posadowionych zaraz przy jej początku i kawałek dalej za górką.

PRZYKŁAD Z GÓRY

Oczywiście nie wszyscy rozłożyli ręce w obliczu zmasowanego ataku śnieżnej nawałnicy, która nie ominęła nikogo i niczego, nawet miejsc uświęconych oraz ich okolic.

W Pasymiu zaobserwowaliśmy jak ze śniegiem zasypującym chodnik obok kościoła p.w. Najświętszego Serca Pana Jezusa walczył osobiście sam ks. dziekan Józef Grażul - fot. 5. Dał tym samym znakomity przykład swoim parafianom i służbom drogowym.

HONOROWY OBYWATEL POWRÓCI

Stało się tradycją, że „Kurek” zamieszcza (i to chętnie) zdjęcia rozmaitych osób udających się za granicę, które zabrały ze sobą naszą gazetę. Tym sposobem „KM” dotarł do najrozmaitszych zakątków Europy i świata. Prażył się w słonecznym żarze tropików, pośród bambusów, bywał w wysokich górach i zimnych podbiegunowych okolicach, itp., itd. Dziś nasza gazeta wystąpi w nieco innym, choć podobnym zagranicznym kontekście. Pretekstem jest takie oto zdjęcie - fot. 6. Fotografia ta jest dziełem Danieli Wimmer z lokalnego pisma wydawanego w niemieckim Leiferde.

Daniela jest równocześnie autorką artykułu pt. „Grosser Dank fur unermudliche Hilfe”, co można byłoby przetłumaczyć na polski, ale w swobodnym rozumieniu, mniej więcej tak: „Wielkie dzięki za nie mniejszą pomoc”. Artykuł traktuje o Wernerze Koepke, który wielokrotnie, przez 18 lat, udzielał pomocy charytatywnej mieszkańcom Szczytna, a w szczególności wychowankom miejscowego Domu Dziecka oraz seniorom z DPS. Werner Koepke wspomina początki swojej działalności, tłumacząc że powodem było zaobserwowane ubóstwo mieszkańców Mazur oraz niedoskonała organizacja służb udzielających pomocy socjalnej. Poza tym pokrótce opisuje swoje wrażenia z uroczystości nadania mu w naszym ratuszu tytułu Honorowego Obywatela Szczytna. Uwypukla przy tym występy chóru, który odśpiewał z tej okazji piosenkę w języku niemieckim i obecność przedstawicieli lokalnej prasy. Z tego co widać na załączonym zdjęciu jego sympatie są precyzyjnie określone, bo prezentuje niemieckim Czytelnikom wiadomy tytuł. Dodajmy jeszcze, że Werner Koepke jest zaszczycony nadanym mu tytułem, a medal oraz certyfikat zobowiązują go do dalszej działalności charytatywnej. Na zakończenie artykułu mówi, że już szykuje kolejny transport darów, który dotrze do Szczytna nie później niż w marcu przyszłego roku.

NIESPOTYKANA ILUMINACJA ŚWIĄTECZNA

Późnym wieczorem i nocą na placu Juranda pobłyskują małe czerwone światełka. Ich liczba i intensywność jest zmienna i tak właściwie nie wiadomo od czego zależy. Wiadomo natomiast, że owe ogniki emituje wielki telebim - fot. 7.

Mając ów widok przed oczyma, można sądzić, że to taki elektryczny świąteczny ozdobnik okolic ratusza, gdy tymczasem okazuje się, że urządzenie emituje te dziwne nocne światełka z powodu... awarii. Jak zapewnia nas Krystyna Lis z Urzędu Miejskiego, prawdziwa leśna choinka i liczne światełka wkrótce pojawią się na swoich tradycyjnych miejscach.