Realne niebezpieczeństwo

Jeden z naszych Czytelników, mieszkaniec ulicy Kochanowskiego zwrócił nam uwagę na to, że przejazd kolejowy przecinający tę ulicę jest bałamutnie oznakowany. Dziwi się, że stoi tu znak „stop”, chociaż żadne pociągi tędy nie jeżdżą.

Skoro jednak stoi, to trzeba go respektować i za każdym razem zatrzymywać się, co nie ma sensu, ale tego wymagają przepisy. To jednak nie wszystko. Gdybyśmy się bowiem nawet zatrzymali, nic to nam nie da, gdyż widok na lewą stronę torowiska kompletnie zasłaniają krzaki. Tak gęste i wysokie, że po torach mogłaby jechać największa lokomotywa świata, a i tak byśmy jej nie dostrzegli. Nasz Czytelnik postuluje zatem, aby ów nieprzystający do okoliczności znak „stop” czym prędzej usunąć i przytorowiskowe krzaki też, no bo źle to wygląda.

WYCINKA

Kiedy „Kurek” penetrował okolicę, część krzaków z lewej strony zniknęła i widoczność jest już jako taka. Ale jak myślicie szanowni Czytelnicy - zrobiła to kolej? Nic bardziej mylnego, to dzieło właściciela posesji sąsiadującej z torami. Chaszcze mocno zacieniały warzywa oraz drzewka owocowe znajdujące się w jego ogrodzie, wobec czego dbały gospodarz wyrąbał krzaki w pień, nie oglądając się na właściwe służby.

SKŁADY KONTROLNE

Teraz uwaga, bo wbrew temu, co się powszechnie sądzi, ruch szynowy na trasie Szczytno - Wielbark nie całkiem zamarł. To prawda, że nie pędzą tędy regularne pociągi, ale od czasu do czasu przemieszczają się po szynach składy kontrolne badające stan techniczny torowiska. Zatem znak „stopu” przy przejeździe kolejowym przez ul. Kochanowskiego jest jak najbardziej potrzebny, a gdy zbliżymy się do niego, zachowajmy szczególną uwagę.

ZIELONY TUNEL

No tak, przejazd przez ul. Kochanowskiego jest teraz w miarę bezpieczny, ale co dalej, przecież tuż za miastem te same tory kolejowe przecinają szosę wiodącą na Strugę.

- Czy tam również jest marna widoczność? - zadaliśmy sobie takie pytanie i ruszyliśmy w trasę. To, co tam „Kurek zobaczył, przerasta ludzką wyobraźnię. Tu również stoi znak „stop”, mocno zaatakowany przez wybujałe chwasty i krzaki, wskutek czego jego tarcza jest już częściowo zasłonięta.

Dojechawszy pod przejazd, zatrzymaliśmy się, respektując znak. Jednak co, robić dalej? Ruszyć nie sposób, bo torów kompletnie nie widać! Wydaje się, że za znakiem nieprzerwanie ciągnie się las i nic więcej. O tym, że jednak coś tam jest, możemy przekonać się tylko wówczas, gdy wysiądziemy z samochodu i urządzimy sobie mały zwiad pieszy. Dopiero gdy dotrzemy do samych szyn, naszym oczom ukaże się wąski, zielony tunel, co pokazuje fotografia obok. Patrząc w jego głąb, w lewo, bądź w prawo, nareszcie możemy się zorientować, czy coś aby nie nadjeżdża.

Kiedy okaże się pusty, jak najszybciej, czyli biegiem wracamy do samochodu i czym prędzej ruszamy. Choć te czynności mogą wydać się komiczne, jest to jedyna bezpieczna technika pokonania tego odcinka drogi.

Reklama

O nowych tabliczkach z nazwami ulic i co ważniejszych instytucji już pisaliśmy. Podobały się nam i chwaliliśmy inicjatywę. Ostatnio przybyły kolejne tablice. Zawisły one na istniejących już słupkach, albo w całkiem nowych miejscach, jak ta z nazwami lokali, w których coś można zjeść, wypić, albo potańcować.

A wszystko to po europejsku, bo tabliczki wskazujące zabytki lub inne obiekty urbanistyczne, np. parki mają brązowego koloru literki, tak jak to stosuje się w zachodnich krajach UE. Jest też drogowskaz do fontanny, nawet do kamery online (dla narcyzów?) oraz podkreślony czerwienią do Urzędu Miejskiego, itp., itd. Już jednak znaleźli się malkontenci, którym to nie wystarcza. Chcieliby, aby na tabliczkach podane były odległości, albo alternatywnie czas dotarcia do danego obiektu, tak jak to nieraz widzimy na turystycznych szlakach, czy na ścieżakch w parkach narodowych. Inny znowu malkontent-przechodzień, kiedy robiliśmy zdjęcia wieloramiennemu drogowskazowi stojącemu przy rondzie, zapytał „Kurka” czemu to nie ma tabliczki wskazującej wysoki przecież urząd, jakim jest Starostwo Powiatowe albo Urząd Gminy Szczytno.

- Przecież wielu petentów przyjeżdża do Szczytna z terenu powiatu, czy okolicznych wsi, mając interes do tych instytucji - motywował swoją ciekawość, podkreślając troskę o tych obywateli.

Ale cóż „Kurek” miał mu odpowiedzieć, przecież nie malował tabliczek, ani ich nie rozstawiał po mieście.

Padło jednak pytanie, musi być odpowiedź, bo do tego już się przyzwyczaili nasi Czytelnicy. Udaliśmy się zatem do Urzędu Miejskiego, do Wydziału Promocji, który prowadzi wszelkie sprawy związane z tymi tabliczkami. Każdy, kto chciałby takową, czy to restaurator, czy starosta, musi złożyć stosowne zamówienie i wybulić nieco grosza, a konkretnie 1 100 zł. Wówczas otrzyma swoją tabliczkę, która zostanie doczepiona do stojącego już słupka, albo otrzyma nową, na osobnym podparciu. To obojętne, bo płaci się nie za sprzęt, a miejsce reklamowe i to aż na lat 10, o ile będzie tyle ów ktoś, czy dana instytucja funkcjonowała.

Tyle że stając się właścicielem przedmiotu, sam musi potem uporać się z naprawą, gdyby jakiś pojazd uszkodził, bądź, co odpukać, całkiem zniszczył tabliczkę wraz ze słupkiem.

Uroki lata

Ostatnio mieliśmy kilka bardzo ciepłych dni, więc wielu mieszkańców naszego miasta ruszyło nad jeziora. Te całkiem bliskie, jak Szczycionek, czy Lemańskie lub dalsze, jak Sasek Wielki lub Narty, które kartografowie zwą jeziorem Świętajno. Trzeba bowiem korzystać z uroków lata, które jest u nas takie krótkie. I hajda, ruszać na plaże oraz kąpieliska, aby się poopalać, popływać lub choćby tylko pobrodzić czy pobiegać w przybrzeżnych wodach, jak to czynią trzy młodziutkie rusałki na okładce.

Na Szczycionku, jak zwykle, najwięcej plażowiczów przebywa w okolicy przystanku autobusowego i pod starym cmentarzem ewangelickim. Nieco mniej od strony zachodniej, za to bawiąc się hucznie i przy smrodliwych grillach. Takie korzystanie z uroków lata na łonie pięknej i cichej natury jest naszym zdaniem wprost karygodne.

Całkiem niedaleko Szczytna leży urocze, choć małe (podobne do Szczycionka) jeziorko Romanek - paręset metrów w las za wsią Romany. Są tam dwie nieduże plaże, ale kiedy „Kurek” zjawił się tu w bardzo gorący, ubiegły czwartek, niewielu zastał kąpielowiczów. Widocznie walory akwenu nie zostały jeszcze przez nich odkryte. Co innego wędkarze - ci dobrze znają jezioro i wielu z nich stało w nabrzeżnych tatarakach z kijami w rękach.

Zawsze popularne było Jezioro Lemańskie. Teraz, mimo upałów, na plaży od strony szosy Szczytno - Mrągowo było dość luźno, podczas gdy w ubiegłym roku korzystano z niej dość tłumnie. Cóż, leśnicy znowu zaorali przyjeziorny plac, wykorzystywany jako parking. To odstraszyło zmotoryzowanych amatorów wód Jeziora Lemańskiego. Zagadnięci przez nas plażowicze powiedzieli nam, że w zeszłym roku (o czym wówczas pisaliśmy) udali się z petycją do wójta Sławomira Wojciechowskiego, aby ten wpłynął na leśników, by wyrównali parking. Tak też się stało, więc sądzili, że w tym roku orki nie będzie, to i do wójta nie chodzili. Tymczasem, zastali tu takie klocki. Jednak patrząc na sprawę obiektywnie, to wydaje się, że zaorany plac nie jest wielką przeszkodą dla pieszych, czy nawet rowerzystów. Samochody zaś, zamiast stawiać niebezpiecznie na poboczu ruchliwej szosy Szczytno - Mrągowo, można zaparkować nieco dalej, wzdłuż drogi prowadzącej do jeziora Wałpusz i ten kawałek przejść pieszo. Byłby to taki przymusowy spacerek, który nie powinien nikomu zaszkodzić, a wręcz odwrotnie, wpłynąć tylko pozytywnie na zdrowie.

PS.

Leśnicy przeorywują plac z tego powodu, że liczni turyści, niekoniecznie ci zażywający kąpieli w Jeziorze Lemańskim, kiedy ten był równy, wjeżdżali tu swoimi autami i... składowali ogromne ilości śmieci.