Wędrując tu i ówdzie chodzę sobie od czasu do czasu także i po Szczytnie, ot tak, piechotką, zaglądając w różne zakamarki. Dzisiaj prawie po sąsiedzku z przyjemnością zatrzymałem się przy ul. Leyka i trochę tak zza płota podziwiałem podwórkową galerię rzeźby drewnianej. Żeby tak więcej było takich podwórek czy ogródków… Kawałek dalej zajrzałem do kebabowego baru „Ramzes”. Wprawdzie kebab to danie tureckie a nie egipskie jak by świadczyła nazwa lokalu, ale nie bądźmy drobiazgowi. O kebabie jako takim już się wywnętrzał nie będę (pisałem o tym w ubiegłym roku), w każdym razie możemy w „Ramzesie” zjeść szybko i tanio. Podają tam kebab drobiowy, czyli jak na moje oko mieszankę kurczakowo – indyczą, bo takie gotowe bloki oferują aktualnie wytwórcy. Do tego klasyczne sałatki z sosami w trzech smakach i oczywiście piwo. Jako że jest to jedyny lokal w tej okolicy z piwnym ogródkiem wydaje się, że powinien cieszyć się sporym powodzeniem. Nie wiem, czy Czytelnicy Kurka zauważyli, ale nie utrzymują się w naszym mieście żadne lokale regionalne, typu azjatyckich czy chińsko – wietnamskich, próby takie sprzed lat pamiętam, ale się jakoś rozpłynęły. Pozostaliśmy właśnie na etapie kebabów i pizzerii. Jak wiele razy pisałem nie lubię tzw. fast foodów, ale nic na to nie poradzę. Na szybką przekąskę czegoś ciepłego nic lepszego jak do tej pory nie wynaleziono i cały świat tak jada. Tyle że w Polsce największą karierę w lokalikach tego typu robią kurczaki. Nie wspomnę już o koszmarnych budkach, jak u nas przy PKS-ie, gdzie można kupić sobie takiego kurczaczka w całości lub w kawałku, także i w innych miejscach kurczak jest chyba najwdzięczniejszym półproduktem. Można z niego zrobić dokładnie wszystko – łącznie z flaczkami czy kebabem. Bo prawdziwy kebab jak wszyscy wiedzą to przecież baranina, no dopuszczalna jest jeszcze mieszanka baranio – wołowa.

Spospoliciały nam te kurczaki, a może być to także danie wyjątkowo smaczne i wykwintne. Pamiętam na przykład z dzieciństwa w jednym z zaprzyjaźnionych domów kura czy kurczak był podawany, jak w tych czasach bywało, od święta, ale przygotowany za każdym razem inaczej. Oczywiście w banalnej potrawce, ale i zapiekany z podrobami i warzywami (co uwielbiałem), „po francusku”, czyli z grzybami (o pieczarkach jeszcze wtedy nikt u nas na Pomorzu nie słyszał) i w czarnym sosie.

Z moich kulinarnych wypraw zapamiętałem w jednej z knajpek greckich świetnego gotowanego kurczaka w cytrynowym sosie z cebulą „na miękko” i oliwkami, że o czosnku w sporych ilościach nie wspomnę. Pyszne to było z dzbankiem białego wina niewiarygodnie. Natomiast kurczakiem chyba rdzennie polskim jest danie, które jadłem kiedyś u moich podkrakowskich znajomych, czyli pieczony i podawany z zapiekanymi na maśle i w cukrze borówkami. Gdzie jeszcze na świecie można by coś tak smacznego wymyślić?

Ech, rozmarzył się człowiek a tu rzeczywistość, czyli kurczakowy fast food skrzeczy. Pod kufelek tyskiego rzecz jasna. I tak sobie siedząc przed „Ramzesem” zauważyłem przy piwnym ogródku dwa gipsowe lwy w pozycji sfinksa, co ma chyba uzasadniać nazwę lokalu. No cóż, każdy ma prawo w prywatnej firmie, za własne pieniądze tak sobie lokal urządzać jak ma ochotę. Nawet to trochę zabawne, nie powiem. Ot, taki dzisiaj rzeźbiarski spacerek mi się akurat trafił.

A tak przy okazji jak o rzeźbach mowa i ptactwie to myśl mnie naszła nagła a niecna. Byłem od początku zdecydowanym przeciwnikiem ustawiania w centrum miasta, czyli na placu Juranda pomnika w formie ptaszyska przypominającego wszystko, tylko nie nasz narodowy herb. Idea, nie powiem godna, ale forma?! Teraz, gdy już zgodnym staraniem handlowców i władz naszych miejskich z Panią Burmistrz na czele ten centralny punkt Szczytna zaśmiecono tak dokumentnie różnymi architektonicznymi dziwadłami i straszydłami, zohydzono go doszczętnie, to i taki ptasi maszkaron też by tam pasował. Gorzej już być nie może, więc do dzieła!

Wiesław Mądrzejowski