W ciężkim bólu gmina Pasym redukuje potężne zadłużenie. Tymczasem w Zakładzie Gospodarki Komunalnej trwonione są publiczne pieniądze, bo intratne gniazdka uwiła tam sobie trójka radnych - alarmuje radny Andrzej Gralczyk.

Wokół pieniądza

Zakład specjalistów

Gmina Pasym jest w krajowej czołówce samorządów posiadających największe zadłużenie w stosunku do dochodów. Na koniec ubiegłego roku wynosiło ono blisko 70%. Opracowany przez władze plan wychodzenia z kryzysu przewiduje, że zadłużenie uda się zniwelować dopiero w roku 2012. Trzeba więc zaciskać pasa i szukać oszczędności. Okazuje się jednak, że nie dotyczy to wszystkich. Przykładem marnotrawienia gminnych pieniędzy jest Zakład Gospodarki Komunalnej, w którym na 21 zatrudnionych aż 6 to pracownicy administracji. W tym gronie jest troje radnych pracujących na stanowiskach specjalistów: Bogdan Zwierzchowski, Gizela Welenc i Bernard Mius. Mówił o tym na sesji Rady Miejskiej (5 lutego) radny Andrzej Gralczyk.

Sprawa jest tym bardziej bulwersująca, że radny Mius, został zatrudniony na stanowisku głównego specjalisty nie spełniając niezbędnego wymogu - wyższego wykształcenia.

Miało to miejsce na krótko przed ostatnimi wyborami samorządowymi. Ówczesny zarząd gminy, w którym Mius zasiadał, zmienił regulamin organizacyjny urzędu, dzięki czemu radny pracujący na stanowisku zastępcy kierownika Zakładu Gospodarki Komunalnej przeszedł od 1 października 2002 r. na stanowisko głównego specjalisty ds. transportu oczyszczania miasta. Ten manewr umożliwił Miusowi ponowne kandydowanie do samorządu.

- Cały Pasym o tym mówi, musimy to potępić - apelował do swoich koleżanek i kolegów radny Gralczyk, podkreślając, że za rozpasanie etatów administracyjnych w ZGK muszą płacić wszyscy podatnicy.

- Jestem radnym już czterech kadencji, mam zaufanie społeczne - bronił się radny Mius piastujący funkcję wiceprzewodniczącego rady. Podkreślał swój 25-letni staż pracy dowodząc, że jest osobą ze wszech miar kompetentną. Oznajmił także, że aktualnie podwyższa swoje kwalifikacje uczęszczając na studia wyższe.

- To nie znaczy, że mamy łamać przepisy - skomentował krótko Gralczyk.

Burmistrz Kobylińska obiecała jak najszybsze wyjaśnienie sprawy pod względem prawnym. Ujawniła przy okazji, że przyznany Miusowi dodatek funkcyjny jest dwukrotnie wyższy od pobieranego przez nią.

Łapanie za gardło

Podczas sesji omawiano budżet na 2004 rok.

Po stronie dochodów zaplanowano 9,2 mln zł. Największą pozycję stanowić będą wpływy z podatków (3,6 mln zł).

Największa część ogólnej subwencji z budżetu państwa (3,4 mln) zostanie przekazana na cele oświatowe (3 mln). Kwota ta nie pokryje wszystkich kosztów, gmina więc będzie musiała dołożyć ponad 1 mln zł z własnej kasy. Dodatkowo 1,2 mln zł zostanie skierowane na kontynuację budowy sali sportowej przy gimnazjum. Połowę tej kwoty stanowić będzie dotacja z Ministerstwa Edukacji, Nauki i Sportu. Ogółem na cele oświatowe gmina wyda 5,3 mln zł tj. 64% wszystkich wydatków. Na utrzymanie administracji publicznej zarezerwowano w budżecie 1,2 mln zł, czyli 14,5% ogółu wydatków wynoszących 8,4 mln zł.

Zakładana nadwyżka budżetowa - 816 tys. zł zostanie przeznaczona na spłatę części zadłużenia. W ubiegłym roku zmniejszyło się ono o 773,3 tys. zł i wynosi aktualnie 5,092 mln zł.

W trakcie dyskusji przewodniczący komisji oświaty Andrzej Gralczyk mówił o konieczności szukania oszczędności w funkcjonowaniu oświaty w sytuacji trwającego niżu demograficznego i niewystarczających subwencji.

- Musimy ciąć koszty. Szukać możliwości zagospodarowania pomieszczeń w gimnazjum, oszczędzać na płacach, zmniejszyć ilość klas w przyszłym roku - proponował radny. Za kryzys w oświacie obwiniał rząd, który prowadzoną polityką skłóca społeczność lokalną.

- Jedni drugich łapią za gardło: burmistrza - radni, radnych - społeczeństwo, zarzucając zbyt duże wydatki na oświatę, skutkujące brakiem środków na podstawowe remonty dróg, chodników, dachów czy świetlic - ubolewał radny.

Radni przyjęli budżet gminy przy jednym głosie wstrzymującym Benedykta Młynarskiego, przewodniczącego komisji rewizyjnej i komisji budżetowej. Według niego budżet jest nierealny do wykonania. Wpływy ze sprzedaży majątku gminy ustalono bowiem w wysokości 908 tys. zł, czyli blisko dwukrotnie większej niż to zakładał ubiegłoroczny plan.

- Koniecznością jest podjęcie działań mających na celu uzyskanie ponadprzeciętnych dochodów - twierdzi skarbnik gminy Arkadiusz Młyńczak. - Wstępnie jako źródła tych dochodów określono ponadprzeciętną sprzedaż składników majątkowych.

Andrzej Olszewski

2004.02.11