Kiedyś, w czasach minionych, kiedy w sklepach nic nie było do kupienia, a mimo to przed ladami ustawiały się z niepojętej przyczyny tasiemcowe kolejki, Krystyna Prońko śpiewała znany i pamiętany zapewne do dziś przebój. Dokładnie, co do słowa, tekstu nie pamiętam, ale brzmiał mniej więcej tak:

Za czym kolejka ta stoi?

A po tym pytaniu padało kolejne, na co można liczyć tak tkwiąc uparcie: Co otrzymasz gdy dojdziesz?

Za czym kolejka ta stoi?

- Zwątpienie, zwątpienie, zwątpienie...

Oprócz jednak zdecydowanie pesymistycznego wydźwięku, słowa piosenki zawierały także odrobinę nadziei, wręcz przepowiadały przyszłość: Stój jak kamień (w kolejce), bądź, wytrzymaj, kiedyś te kamienie drgną i polecą jak lawina...

No i stało się. Kamienie wreszcie się przetoczyły i zmiotły ówczesny porządek rzeczy. I nastała III Rzeczypospolita, kraj który miał wyglądać zupełnie inaczej, lepiej, sprawiedliwiej, a przede wszystkim bogaciej. Jak jest, każdy widzi i czuje na własnej, nieźle wygarbowanej przez zmienne koleje losu skórze.

Mamy rok 2004, czyli 15 lat od upadku PRL-u, a widoki jakby znajome - fot. 1.

Na fotografii widzimy dolny korytarz szczycieńskiego ratusza. Tłumek tam zgromadzony to nie komitet protestacyjny, a petenci karnie tłoczący się do okienka jedynej kasy miejskiej, czynnej w godz. 9.30 - 14.00. Ludu kupa, tłok i ścisk, a wśród ciżby są także osoby niepełnosprawne, na wózkach (tych akurat na zdjęciu nie widać). Toaleta jest obok, ale zamknięta na głucho, brak ławek do spoczynku, gdy nogi nie wydolą, są tylko dwa, czy trzy krzesła, ogółem panuje tu poznane już wcześniej: zwątpienie, zwątpienie, zwątpienie.

- Dzisiaj (piątek, 5 marca, godz. 10.50) stoimy przeciętnie 20, 25 minut, ale największy tłok jest około południa - mówią kolejkowicze, ciesząc się, że zjawił się "Kurek", bo wiążą z tym nadzieję na rychłą poprawę sytuacji. Pewien pan chce zapłacić podatki od nieruchomości, inna pani za psa, no a wszyscy pragną zdążyć przed 31 marca.

W sumie niby rzecz, zdawałoby się, prosta, wszak chodzi tylko o to, aby w godnych warunkach petenci urzędu mogli uiszczać należne podatki i nic więcej. Te (podatki) zasilą przecież nie co innego, a kasę tejże instytucji. Tymczasem wnioskując z tego co wyrabia się pod okienkiem kasy, samorządowi na pieniądzach nie zależy. A może działa on tak specjalnie, aby potem gdy podatnik zniechęci się zbyt długim staniem i nie zapłaci w terminie, złupić go dodatkowo z tytułu zwłoki w opłatach?

SŁODYCZ ZEMSTY

Gdy coś już tak nam dopiecze mocno (tak jak wyżej), albo mamy chęć ukarać żonę za to, że spóźnia się z obiadem, lub sąsiada, że podgląda nasze prywatne życie... Gdy mamy po dziurki w nosie wrednego szefa, który uparcie wierci nam dziurę w brzuchu, choć staramy się, jak tylko można - nie upadajmy na duchu. Jest bowiem coś, czego dawniej nie było, a w III Rzeczypospolitej jest. Oto mamy sieć!

* * *

Przypadłość zaćmienia umysłowego na dłużej, wzdęcia i jąkanie, czyli cechy których bardzo wstydzilibyśmy się przed znajomymi, możemy oto teraz w XXI wieku sprowadzić i to bez większego zachodu na dowolnie wybrane przez siebie osoby. Co ciekawe za jedyne 50 zł (gdy wymagania nasze nie będą zbyt wyrafinowane). Czyż to nie piękne? No, nareszcie powiało optymizmem i radością.

A jak to zrobić? Wystarczy usiąść za komputerem, wpisać adres: www.licho.pl i ukaże się nam strona taka - fot. 2.

Co firma pisze o sobie? Poczytajmy: przedsiębiorstwo "EBLIS" świadczy odpłatnie usługi w sferze działania złych mocy. Firma oferuje rzucanie złych klątw i negatywnych uroków oraz sprowadzanie pecha i nieszczęść na wskazane osoby. Czynności magiczne w firmie "EBLIS" wykonują wykwalifikowane media odmawiające stosowne zaklęcia i wysyłające złe myśli w kierunku wskazanej osoby, co powoduje wokół tej osoby zagęszczenie negatywnej energii i wystąpienie pożądanych negatywnych skutków. Inicjowana magia działa ponoć bezterminowo, aż do wystąpienia oczekiwanych skutków lub do odwołania klątwy przez zleceniodawcę. Firma oferuje także kamienie z góry Urulu z Australii, sprawiające, że osoba przebywająca w miejscu ich aktualnego rozsypania (z pojemnika zabezpieczającego) spotka się z ciągłymi kłopoty i ustawicznym pechem.

Firma "EBLIS" zajmuje się wyłącznie generowaniem ujemnych i negatywnych uroków i klątw. Zainteresowanych oddziaływaniami pozytywnymi, w szczególności urokami miłosnymi, odsyłamy do innych, konkurencyjnych firm.

Działalność wydaje się być legalna, firma jest zarejestrowana, a za uzyskane usługi otrzymamy fakturę VAT lub paragon fiskalny.

Hmm, mamy XXI wiek i raczej trudno uwierzyć w siłę sprawczą uroków, ale licho nie śpi, więc tak niby żartem, a trochę poważnie, bo z pewnymi nadziejami i teraz uwaga: osobiście zamówiłem w Eblisie (Eblis to imię straszliwego demona wschodnioazjatyckiego) pewne uroki. Między innymi wspomniane trwałe wzdęcia (porażone urokiem osoby dźwigają wówczas wielkie brzuchy), a także jąkanie i zaćmienie umysłowe dla kilku osób mieszkających w Szczytnie, a trzymających władzę. Mogę to udokumentować zdjęciem stosownej faktury - fot. 3.

Oczywiście bliższe dane dotyczące nazwisk, rodzaju uroku zostały przeze mnie zamazane. I teraz jeśli Drodzy Czytelnicy zauważycie kogoś z kręgu osób związanych z lokalną władzą (starostę, burmistrza, członków Rady Miejskiej w Szczytnie), którzy cechowaliby się opisanymi przypadłościami, tj. od 27 lutego br. nosiły wielkie brzuchy, jąkały się lub sprawiały wrażenie jakby umysłowej niemocy będziecie mieli naoczny dowód, że uroki zadziałały i co za tym idzie warto stracić tych kilka marnych groszy, aby mieć satysfakcję z dobrze wydanych pieniędzy.

A co na to sami radni?

Przewodnicząca RM Monika Hausman-Pniewska jest sceptyczką. Nie wierzy w moc sprawczą uroków czy klątw.

Powiedziała mi tylko tyle: - Gdyby uroki rzeczywiście działały, nie raz skusiłabym się do ich rzucenia na kilka upatrzonych osób.

No tak, ale gdy wnikliwiej wejrzymy w aspekty sprawy i przy założeniu, że klątwy jednak działają, to co z aspektami prawnymi takiej działalności? Wszak jeśli zlecamy komu innemu rzucenie uroku, w wyniku którego nastąpiłoby uszkodzenie ciała wskazanej przez nas osoby (niedowład kończyn, kurzajki na dłoniach, czy paraliż ogólny), to i tak staniemy się współsprawcami nieszczęścia. Czy zamawiając zatem pochopnie uroki na niektórych radnych nie trafię w takim przypadku za kratki?

Z tym z kolei pytaniem zwróciłem się do Andrzeja Jemielity, znanego w Szczytnie jurysty, znawcy prawa karnego. Oto co usłyszałem:

- Kodeks karny przewiduje odpowiedzialność za uszkodzenie ciała wyrządzone danej osobie, jednak zawsze trzeba wykazać związek przyczynowo-skutkowy między działaniem, czy zachowaniem się jakiejś osoby, a zaistniałym przypadkiem uszkodzenia ciała u innej.

W przypadku, gdy ktoś oferuje rzucanie uroków trudno byłoby (o ile w ogóle byłoby możliwe) wykazanie związku przyczynowego między rzuceniem uroku a zaistniałą szkodą.

Wniosek stąd, iż spać mogę raczej spokojnie. A gdyby ktoś jednak wierzył w magię, moc rzucanych klątw czy uroków, to są sposoby na uniknięcie nieszczęścia. Wśród nich: "pukanie w niepoliturowane drewno, spluwanie trzykrotne za siebie, używanie amuletów". A jak na kogoś urok już spadł, to co ma zrobić? "Jedyną metodą jest odczynianie, tj. okadzanie specjalnymi ziołami i zamawianie" - tak podaje przedwojenna, a więc wydana w ubiegłym stuleciu Wielka Ilustrowana Encyklopedia Powszechna Wydawnictwa Gutenberga, choć wszystko to określa mianem "szeroko rozpowszechnionego zabobonu, a nie faktami naukowo udowodnionymi".

KONTRASTY

Aura płata nam rozmaite figle. W lutym śniegu było jak na okrasę, natomiast marzec przywitał nas sporymi opadami i zadymką, jakiej chyba nawet w lutym nie było. A że, gdy to piszę, do Dnia Kobiet tuż, tuż, skoczyłem na targowisko, żeby rozejrzeć się czy mają tam jakieś ładne cięte kwiaty.

Oto co ujrzałem - fot. 4.

Pośrodku kłębiących się tumanów śniegu, wywołanych zadymką, w trakcie której piesi mieli niemałe trudności z poruszaniem się (vide pani z parasolką) stała sobie kwiaciarka ze straganem urzekająco kolorowych kwiatów. Kontrast tej orgii barw z szalejącą wokół białą zasłoną śnieżną był zaiste niecodzienny.

Cóż to takiego? Co to za licznik u góry, nad tekstem - zapyta Czytelnik - i cóż on pokazuje?

Chyba nie zużycie prądu przez redakcję "Kurka" w lutym, ani sumę współczynnika inteligencji redakcyjnego zespołu. No, nie.

604 tysiące z okładem to liczba sekund. Sekund jakie dzielą Czytelnika od ukazania się w kioskach i sklepach 500 numeru "Kurka Mazurskiego". Choć tak naprawdę, w tej chwili będzie już ich mniej, wszak od chwili rozpoczęcia lektury gazety już ich kilkanaście lub kilkadziesiąt minęło. Byliśmy z Państwem przez 15 lat i zapewne jeszcze czas jakiś będziemy.

Ale o tym szerzej za tydzień.

2004.03.10